drybar – zupełnie na trzeźwo
Od razu na początek dwa wyjaśnienia. Drybar nie jest pomysłem nowojorskim tylko urodził się w Kalifornii. Po drugie nie jest to żadne retro, bo inicjatywa ma czternaście lat. Ale warto o tym napisać, bo każda kobieta chce wyglądać świetnie. Szczególnie, że chodzi po nowojorskim bruku.
Nikt w „drybar“ nie serwuje drinków i nikt nie wychodzi stamtąd chwiejnym krokiem. Jest to niezwykle ekspansywna sieć zakładów fryzjerskich, które oprócz usług proponuje zakup swoich produktów. Wnętrze jest tak urządzone, że przypomina bar. Wzdłuż dużej lady ustawione są krzesła. Zamówić można fryzurę, która będzie miała nazwę drinka, ale na tym podobieństwa się kończą. Kolorystyka ścian jasna, sprzęt w rękach fryzjerów i fryzjerek w kanarkowym kolorze, sporo światła, poczekalnia ma gustowne krzesła i sympatyczne stoliki. Tuż obok poczekalni można popatrzeć na półkę pełną produktów. Oprócz szczotek, suszarek do włosów, lokówek i prostownic można nabyć szereg kosmetyków do włosów od szamponu poczynając na lakierze kończąc. W sumie 128 produktów. Logo firmy w postaci wiszącej na przewodzie elektrycznym suszarki do włosów jest widoczny wszędzie.
A zaczęło się tak: dziewczyna o imieniu Alli Webb znalazła lukę w usługach fryzjerskich i ją wykorzystała. Poprosiła o pomoc brata Michaela Landau i ruszyła na podbój świata! W „drybar“ nikt nie zetnie włosów i nikt ich nie ufarbuje. To odpada z definicji. Ale każda klientka, czy klient, wyjdzie ze świetną fryzurą. Wszystkie szczegóły dotyczące lokalizacji, rodzajów fryzur i innych detali można znaleźć na www.drybar.com
Lepiej się do nich umówić telefonicznie na wizytę o wiele wcześniej, bo ludzi moc. W New Jersey, Pensylwanii i Connecticut po parę salonów i całe zatrzęsienie w Nowym Jorku. W sumie Drybar ma już ponad 150 lokalizacji w samych Stanach.
EK
